Tamten płacz dzieci Wołynia…

Kamil Olszówka
10.01.2023 23:01·~ 8 min. czytania

I.

 

      Tamten płacz dzieci Wołynia,

Niesie się wciąż nocami przy pełniach księżyca,

Usiłując wciąż poruszyć rządzących sumienia,

Będąc niesłyszalną przestrogą z ubiegłego stulecia…

 

Gdy powieje wiatr przeszłości,

Z bliskim sercom Polaków kresów dalekich,

Niesie wraz z sobą powiew przestrogi,

Szepcząc o niegdysiejszych czasach mrocznych…

 

Znad naszych ukochanych kresów wschodnich,

Niosą się dla nas nieśmiertelne nauki,

By przenigdy nie ulegać żądzy nikczemności,

Nigdy swej duszy nie zatapiać w nienawiści…

 

Znad dalekich stepów Ukrainy,

Niesie się nocami płacz polskich dzieci,

Ofiar tamtych zbrodni straszliwych,

W przepełnionych nienawiścią  czasach możliwych…

 

Pamięć o tamtych niezliczonych zbrodniach,       

Do  sumień naszych nocami puka,

Gdy snem znużona przymknie się powieka,

Odmalowując w snach obrazy kresów dalekich,

 

Pamięć o tamtych niezliczonych cierpieniach,

Do serc naszych nieustannie przemawia,

Zatapiając w łzach niewidzialnych nasze uczucia,

Patriotyzmu, litości, współczucia i męstwa...

 

 

II.

 

Tamten płacz dzieci Wołynia,

Z ubiegłego stulecia do współczesnych przemawia,

Wymowniej niż dziesiątków zakłamanych polityków słowa,

Dla których zbędnym balastem jedynie bywa Historia,

 

I powszechna w ich głowach niechęć zrozumienia,

Tamtych z ubiegłego stulecia mechanizmów szaleństwa,

Które masy oszalałego z nienawiści chłopstwa,

Pchnęły do najstraszliwszego w dziejach Europy ludobójstwa…

 

Gdy najstraszliwsze w dziejach świata akty okrucieństwa,

Zrodziła zwyrodnialców chora wyobraźnia,

Za niesłyszalnym podszeptem szatana,

Zaklętym w pełnych nienawiści odezwach,

 

Wygłaszanych zawzięcie po starych cerkwiach,

Przez niejednego opętanego nienawiścią popa,

By bezbronnych Lachów bez litości rezać,

Nie szczędząc niewiast ni dziecięcia…

 

By będąc ślepo posłusznym ideom Doncowa,

Pławić się w wszelakich okrucieństwa aktach,

Miłosierdzia ni litości nie okazując cienia,

Grzebiąc ulotne wspomnienia wspólnego sąsiedztwa,

 

By za podjudzeniem Kłyma Sawura,

Szatanowi swe dusze tysiącami zaprzedać,

Zwiedzeni mętną pokusą zrabowania Lachom bogactw,

Gromadzonych  w pocie czoła przez poprzednie pokolenia…

 

III.

 

Tamten płacz dzieci Wołynia,

Tłumiący wówczas więznące w gardłach słowa,

Zrodzone w zachrypłych od rozpaczliwego krzyku krtaniach,

Spojrzeniem oczu jedynie wykrzyczane przed obliczem świata,

 

Krzyczące szeptem o tamtych szczytach draństwa,

Jakich wstydziła się cała kresowa ziemia,

Gdy sąsiad w serce sąsiada,

Nóż zaostrzony skrycie wymierzał…

 

Gdy niegdyś na Wołyniu dalekim,

Ludzie zawistni, krnąbrni, chciwi,

Zamierzyli rozlicznymi zbrodniami,

Majątki swych sąsiadów podstępem przywłaszczyć…

 

Gdy odziani w ukraińskie chłopskie sukmany,

Ściśnięte sowieckiego typu żołnierskimi pasami,

O północy przekraczali polskie zagrody,

Uzbrojeni w bagnety, piły, siekiery,

 

Rzucając w stogi siana płonące pochodnie,

Wyłamując siekierami drewniane okiennice,

Wyważając drzwi domostw walące się z łoskotem,

Rozpoczynali swych nocnych mordów orgie...

 

Gdy łatwo było zetrzeć sumienia wyrzuty,

Wraz z spluniętą śliną przydeptaną w ziemi,

A z niedopałkiem papierosa wyrzuconym za plecy,

wyrzucić swą wrażliwość w otchłań zbrodniczej ideologii…

 

IV.

 

Tamten płacz dzieci Wołynia,

Zaklęty w maleńkich skrzących łzach.

Skrywał prawdę o kresowych pokoleń cierpieniach,

O tamtych strasznych dla starców i niemowląt  nocach...

 

Gdy kresowych ziemian kamienne mogiły,

Kruszyli banderowcy wielkich młotów uderzeniami ,

By rozkruszone w ziemię się zapadłszy,

Z biegiem lat zarosły chwastami…

 

Kresowych starców drewniane laski,

Wyrwawszy im uprzednio z rąk ich spracowanych,

Z wściekłą furią na ich głowach rozbijali,

Rozniecając śmiertelne wewnętrzne krwotoki…

 

Pojmanych kresowych młodzieńców piękne lica,

Tonęły niebawem w krwawych siniakach,

Gdy ślepych ciosów zapamiętała furia,

Na ich głowy z wściekłością spadała…

 

Kresowych niemowląt drewniane kołyski,

Z nienawiścią w oczach kopnięciami wywracali,

Rozbijając z wściekłością niewielkie ich główki,

O rodzinnych domów pobielane ściany,

 

By w otulonych mrokami nocy chatach drewnianych,

Jasnoczerwonej niemowląt krwi ślady,

Na będących milczącymi świadkami ścianach białych,

Strasznym świadectwem tamtych zbrodni pozostały…

 

V.

 

Tamten płacz dzieci Wołynia,

Których niekiedy w niemowlęctwie zgasła iskra życia,

Pośród pożóg i mordów szaleństwa,

Powiewem nienawiści trwale zdmuchnięta,

 

Gdy nie rozumiały przyczyn nienawiści,

Która spadała na ich jasnowłose główki,

Tępych zardzewiałych siekier ciosami,

By roztrzaskać niewielkie ich czaszki,

 

Gdy przybijane były za rączki,

Do niedbale ociosanych ław drewnianych,

Mchem otulonych pośród traw wysokich,                  

W cieniu wiejskich chałup wapnem pobielanych,

 

By swymi maleńkimi rączkami,

Nie mogły objąć już matek ukochanych,

Na Ich oczach bestialsko mordowanych,

Na ołtarzach zbiorowej opętańczej nienawiści,

 

Gdy rozżarzone żelazne pręty,

Przytykano z bestialstwem do ich matek piersi,

Tych które niegdyś je wykarmiły,

Pośród niemowlęctwa chwil beztroskich,

 

By ostatecznie je upodlić,

Pośród szalejących pożarów krwawych płomieni,

Brutalnie odbierając resztki godności i kobiecości,

Na oczach maleńkich dzieci…

 

VI.

 

Tamten płacz dzieci Wołynia,

Zaklęty w porywistych wiatru podmuchach,

Snuje się nocami po niepamięci bezdrożach,

U porośniętych chwastami kapliczek szukając zrozumienia…

 

Zrozumienia tamtych barbarzyńskich czynów,

Rodem z najstraszniejszych sennych koszmarów,

Niewyrażalnych przez tysiące najrozpaczliwszych słów,

Zaistniałych na jawie w wielkiej wojny cieniu…

 

Gdy przebijane były widłami,

Pośród bezradnych matek krzyków rozpaczliwych,

Które z zaciśniętymi na szyjach powrozami,

Na ratunek nie mogły się rzucić,

 

By zasłonić je własnym ciałem,

Choć przed tym jednym śmiertelnym ciosem,

Zadanym z nienawiścią rzeźniczym nożem,

Niegodnym dotyku najświętszej krwi ludzkiej…

 

Gdy bestialsko wrzucane były w ogień,

By nieokiełznanym swym żarem,

Zadawszy uprzednio niewysłowione cierpienie,

Spopielił ich wątłe ciałka maleńkie,

 

By ślad po nich żaden nie został,

Wszak jak szklanka wody czysta,

Miała być przyszła banderowska Ukraina,

W zamroczonych nienawiścią chorych umysłach wyśniona…

 

VII.

 

Tamten płacz dzieci Wołynia,

Zaklęty w skrzących maleńkich łzach,

Które utonęły niegdyś w rozległych krwi kałużach,

Uronione z niejednego dziecięcego oka,

 

Zdaje się wciąż przypominać,

Do współczesnych Polaków z dalekich kresów wołać,

O wsiąkniętych w kresową ziemię niezliczonych krwawych łzach,

Będących milczącymi świadkami bezmiarów okrucieństwa…

 

Pośród źdźbeł zielonej trawy,

Dziecięce skrzące maleńkie łezki,

Tajemniczym zroszone blaskiem księżycowym,

Zaklęły w sobie tamte straszne obrazy,

 

Niewyobrażalnego cierpienia kilkuletnich dzieci,

Zadanego im przecież przez dorosłych ludzi!

O świcie prostodusznych gospodarzy ubogich,

O zmierzchu krwawych katów okrutnych…

 

Gdy z drewnianych kołysek wyrywane za nóżki,

Wrzucane były do kamiennych studni,

By maleńkich główek śmiertelne rany,

Niewinnym istotom życie odebrały,

 

By kamienne zimne studnie,

Zroszonym księżycowym blaskiem mchem otulone,

Lata później przez sowietów z ziemią zrównane,

Były zarazem zapomnianym Ich grobem…

 

VIII.

 

Tamten płacz dzieci Wołynia,

O godne Ich pochówki z przeszłości wciąż woła,

By choć niewielka kamienna mogiłka,         

Maleńkie ich ciałka godnie upamiętniła…

 

Choć pomimo dziesiątek lat upływu,

Nie otrzymały często godnych pochówków,

Na niewielkich nagrobkach morza kwiatów,

Wiązanek biało-czerwonych róż,

 

Pomordowanych bestialsko na Wołyniu dzieci,

Polska przenigdy nie zapomni,

Gniazda orle Ich pomnikami ,

Pod firmamentem wyszywanym skrzącymi gwiazdami,

 

Majestatycznie płynące po niebie śnieżnobiałe chmury,

Ich skomponowanymi z białych róż wieńcami,

Skrzące czerwone słońce niknące za wzgórzami,

Ich nagrobnego znicza płomieniem jasnym...

 

Na kresach jesiennych wiatrów powiewy,

Ich rzewnymi pogrzebowymi mowami,

Zaś starych uschniętych drzew konary,

Ich symbolicznymi bezimiennymi nagrobkami…

 

Szumiące smętnie płaczące wierzby,

Wylewającymi nad nimi łzy żałobnikami,

Przecinające zachmurzone niebo skrzące pioruny,

Honorowymi dla nich salwami...

 

- Wiersz napisany dla uczczenia osiemdziesiątej rocznicy ludobójstwa na Wołyniu.